12.10.2013

Prolog

Mała dziewczynka stała przy drzwiach do szklarni. Jej wujek był dyrektorem placówki, w której obecnie się znajdowała.
Na dachu była szklarnia, a ona na każdej długiej przerwie chodziła właśnie do niej.
Nie miała przyjaciół, była samotna, czuła się opuszczona.
Raz, gdy stała tak przy drzwiach odwrócona do stopni usłyszała zbliżające się kroki.
W jej stronę szła trójka dzieci na pewno o rok starszych. Gdy zauważyli dziewczynkę zatrzymali się raptem, a ich ożywiona rozmowa się urwała.
Przed siedmiolatką stanęła dziewczynka i wyciągnęła do niej rękę.
- Jestem Liv, a jak ty się nazywasz? - zapytała wyraźnie zaciekawiona.
-Ssol - wyjąkała brunetka.
- To Andreas, a obok niego stoi Mattias - przedstawiła dziewczynka chłopców.
- Hej - Przywitał się Andreas.
Jego oczy były niebieskie, a włosy miał koloru blond, Mattias był ciemnym szatynem, a jego oczy były niebieskie. Liv ożywiona kręciła się dookoła żółtookiej dziewczynki, a jej fiołkowe tęczówki wydawały się świdrować ją przy okazji robiąc tak zwaną dziurę w brzuchu.
- Co to za drzwi za tobą? - zapytał szatyn.
Pierwszy raz się odezwał. Jego głos wydawał się teraz trochę słodki, ale to pewnie przez wiek.
- Szklarnia - Odpowiedziała machinalnie.
- Możemy wejść? - tym razem odezwała się szatynka.
Schyliła się w stronę Sol i spojrzała na nią przenikliwiej. Dziewczynka się zawstydziła, ale spojrzała jej hardo w oczy. Nie była pewna czy mogłaby kogoś tu wpuścić.
- Może, kiedyś, ale nie teraz...
 °°°°°°°
Nie wiem czy podobał się wam rozdział, ale mi się wydaje, że wyszedł całkiem w porządku.

1 komentarz:

  1. Przed publikacją posta sprawdź, czy w tekście nie ma błędów, bo cały prolog to lokum byków wszelkiego rodzaju.

    #P

    OdpowiedzUsuń