12.15.2013

1 Karteczka

Obudziłam się po czwartej, ale leżałam jeszcze w łóżku do szóstej. Tak bardzo nie chciało mi się wstawać. Wolałabym sobie jeszcze poleżeć, ale nie było takiej możliwości. Musiałam się spakować i przygotować do podróży. Nawet nie chciałam wiedzieć, gdzie mój wspaniały wuj chce mnie znowu zaciągnąć.
Usiadłam i przeciągnęłam się lekko, wstałam z łóżka. Po drodze do łazienki, która na szczęście była w moim pokoju wzięłam ubrania i czystą bieliznę. Gdy wyszłam odświeżona służący przyszedł zaprowadzić mnie do jadalni. Nie umiałam do niej trafić nawet ze starą mapą tego budynku w rękach.
Szłam powoli korytarzem rozglądając się uważnie po korytarzu. W rękach miałam mapę, ale po czwartym korytarzu, w który skręciłam nie wiedziałam, gdzie jestem. Tutaj korytarz był już inny, ale nie umiałam go opisać. Stara lekko pożółkła tapeta w kwiaty była jeszcze przyklejona do ściany, a stare meble były ręcznie rzeźbione. 
Najważniejsze jest to, że jakoś udało mi się  stamtąd wyjść. Nigdy więcej tam nie trafiłam. Szkoda. Na pewno znalazłabym jeszcze przejście do Narnii w komodzie. Zachichotałam cicho, a Edward spojrzał na mnie dziwnie. Wzruszyłam, po prostu ramionami i w tym momencie fortunnie, a może, jednak nie potknęłam się o swoją własną nogę.
Zaliczyłam piękną glebę na szczęście zasłaniając twarz. Dlaczego znowu mi się to przytrafia. Na pewno jak będę chciała wyjść z samolotu, to znowu o coś się potknę, wyleję albo na kogoś wpadnę i skończy się to katastrofą.
- Wybacz panienko.
- Nic nie szkodzi - powiedziałam, kiedy usiadłam na podłodze.
Bolały mnie kolana i łokcie. Miałam farta, że nie przejechałam się po dywanie i nie poparzyłam takim sposobem kolan lub łokci.
Gdy doszliśmy do jadalni posiłek stał już na długim stole, którego nie lubiłam tak bardzo, jak tego domu. Nie lubiłam tych korytarzy, ścian, drewna, które się tu znajdowało czy nawet wielkiej łazienki w moim pokoju, a ja lubię się długo kapać. Tutaj robię to szybko.
Zaczęłam powoli przeżuwać kawałek naleśnika, nie miałam ochoty nawet cokolwiek jeść. Coś czułam, że szykują się bezsenne noce. Czarne cienie pod moimi oczami pokazywały jak mało spałam, a jeśli zasnęłam to tylko na dwie, trzy godziny. Miałam już po dziurki w nosie mojej bezsenności, nawet środki nasenne były bezskuteczne albo o nich zapominałam lub były za silne i spałam przez kolejny tydzień.
Chciałam żyć, jak zwykła nastolatka,  do wszystkiego dojść powoli, mieć kochających rodziców, których nie mam od małego dziecka. Chciałam mieć dużo znajomych, którzy, by mnie lubili taka jaka jestem, a nie pieniądze mojego wuja.
Moja ciotka razem ze swoją nieznośną córką była w miejscu, którego nie znałam nawet z nazwy, a znałam większość miast i wsi nie mówiąc już o kontynentach czy krajach.
Westchnęłam przeciągle odkładając widelec na talerzyk. Zjadłam pół naleśnika nie miałam już ochoty na więcej, a na stole leżała cała sterta, naleśników na białym talerzu. Zrobiło mi się przykro. Nie chciałam, żeby kucharka myślała, iż mi nie smakowały, ale nic nie mogłam poradzić na to, że nie miałam apetytu.
Znowu ich zobaczę, to wypełniało cały mój umysł. Tylko czy dam radę znowu ich poznać. Telefonowaliśmy do siebie pisaliśmy listy nawet rozmawialiśmy na laptopie. Ale, ledwo poznawałam tych ludzi.
Liv jak zawsze wszystko ciekawiło i pochłaniała wiedzę o wszystkim, co wpadło jej w ręce. Andreas był spokojny i miły jak zawsze, ale coś się w nim zmieniło, a ja nieskutecznie próbowałam dowiedzieć się, co to takiego. Mattias był cichy, jak zawsze, czyli nie odzywał się prawie w ogóle, ale to w nim lubiłam. Był najnormalniejszy z naszej grupki, ale ostatni raz widziałam ich jakieś 10 lat temu. To przykre. Chcę się z nimi powygłupiać już teraz, porozmawiać o wszystkim i o niczym, poczuć się spokojna i wypełniona szczęściem.
Poderwałam się ze swojego miejsca mając dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Krzesło upadło z hukiem na marmurową podłogę z taką siłą, że odpadły mu dwie nogi. Przeszłam nad szczątkami krzesła i jak zahipnotyzowana przeszłam koło Edwarda, nawet na niego nie spojrzawszy, pognałam biegiem przez kręte korytarze. Serce biło mi bardzo szybko, a czas mnie niemiłosiernie naglił. 
Nienawidziłam tego uczucia, ale jeszcze nigdy się nie pomyliłam. 
Zdyszana przystanęłam mając świadomość, że znalazłam się we właściwym miejscu, ale co mnie tu przygnało jakby mnie wszystkie diabły goniły? 
Zaniepokojona rozejrzałam się wokół siebie obracając się dookoła własnej osi. 
Wtedy to zobaczyłam. Czerwone ślepia, które śnią mi się nocami. Cofnęłam się o dwa kroki wpadając na wąską starą komodę. 
- Panienko Sol? Gdzie się panienka podziała? - Nawoływanie każdego służącego czy służącej mieszało się ze sobą. 
Zaczęła boleć mnie niemiłosiernie głowa, chciałam się za nią złapać jedną ręką jakoż przytrzymywałam się drugą, ręką komody. Straciłam równowagę i runęłam na ziemię jak długa. 
Chciałam odkrzyknąć ,,tutaj'', ale nie miałam siły nawet ruszyć palcem jakby ktoś mnie sparaliżował. 
Znalazłam się w jednej chwili w nieciekawej sytuacji, przez swoją bezmyślność, zamknęłam zmęczona oczy i już znalazłam się w świecie morfeusza otulona jego ramionami. 
Byłam w lesie, a prze de mną był wielki zamek. Weszłam do niego powoli i zaczęłam wchodzić po schodach na najwyższe piętro. Były tam chyba dormitoria, ponieważ, gdy weszłam przez jedne z drzwi znalazłam się w pokoju skąpanym w półmroku. Za mną usłyszałam jakiś szmer i, nim zdążyłam się odwrócić poczułam ból głowy, a przed oczami mignęły mi czerwone ślepia. 
Niezadowolona potarłam skronie i podniosłam się z posadzki. Nadal leżałam w tym samym miejscu co przedtem. Usiadłam ostrożnie i podtrzymując się ściany wstałam bardzo powoli. Niedaleko usłyszałam krzyk wujka. 
- Jeszcze jej nie znaleźliście? - jego głos się załamywał, ale nadal miał swoje mocne brzmienie. 
Za głosami skierowałam się w jego stronę. Wydawało mi się, że stawianie jednej stopy przed siebie zajmuje mi parę godzin, a koniec korytarza wydawał się tak bardzo oddalony. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to następny korytarz. Jeden z czterech z resztą. W który skręcić? 
Patrzyłam, to w jedną stronę to w drugą, kiedy koło mnie przebiegła pokojówka. Przystanęła na chwilę niepewna i wróciła idąc tyłem. Spojrzała na mnie zszokowana, a ja nie wiedziałam, o co jej chodzi. 
Przytuliła mnie do siebie, a ja nadal stałam bez ruchu, moje ręce opadły wzdłuż tułowia. Nie mogłam się ruszyć. Coś mi tutaj przeszkadzało. 
- Chodź zaprowadzę cię do panicza - powiedziała miękko. 
Kim ona jest? Nigdy jej tu nie widziałam. Była zimna i wydawała się być mokra, ale była raczej sucha. Pachniała słoną wodą. 
Otuliła mnie ramieniem i zaczęła prowadzić przez korytarze. 

5 komentarzy:

  1. Uhuhu...Rozdzialik bardzo fajny ^^
    Życzę weny !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem i przeczytałam. :) Czuję się dziwnie czytając coś "nowego". Zazwyczaj czytam tylko fan fiction, aczkolwiek Twoje opowiadanie mi się podoba. :)
    Ciekawią mnie imiona głównych bohaterów. Coś mi przypominają, ale jeszcze nie wiem co.
    Błędów nawet nie szukam. ;)
    Nie wiem czy wejdziesz na mojego bloga, więc odpowiedź dam Ci również tutaj. Chętnie prześle Ci pierwszy rozdział. Na pocztę?
    Chciałabym reż byś zrobiła ten szablon. :)
    Życzę wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm. Chyba czytalas ostatnio Sandemo bo imiona żywcem wzięte z Sagi, zresztą nazwisko Lind też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ostatnio, to ja nie wiem. To było 2 lata temu i te dwa lata temu zaczęłam pisać z tymi bohaterami. Bloga zaczęłam pisać od początku, więc nie chciałam już zmieniać bohaterów. Co do imienia Sol, to moje ulubione. Uwielbiałam je nawet bez Sagi.

      Usuń